25 stycznia 2013

Wyspa Pucka - Przyzwyczajenie




PRZYZWYCZAJENIE


Był chudy. Przeraźliwie chudy. I choć mógłby wzbudzać litość – jego mocno nastawione u nasady lecz zwisające uszy, wydłużony z wilczym deseniem pysk – przyciągały zaciekawiony wzrok przechodniów.

Kilkumiesięczny wówczas psiak, osamotniony od rodzeństwa, psiej mamy i ludzi swój czas spędzał w towarzystwie działkowych kotów.
Podobnie jak one przepędzany z miejsca na miejsce - przez liczne, przybywające tu, w tym okresie, psy – rasowe ukrywał się gdzie popadło.
Nawet nękający jego nozdrza zapach pieczeni z grill’ a nie był w stanie przełamać w nim strachu.

Mimo wszystko dawał sobie radę…

- Obserwując go z ukosa, często widzieliśmy jak tonąc w gęstej trawie, ni z tąd, ni z owąd zarzucał z znienacka obie łapy na coś co szybko przemykało przy nim.

To było pewne, musiał żywić się gryzoniami, żabami, polnymi konikami itp.


- Będąc psem, po trochu był też i kotem…

Ale to nie wszystko.

Wiele razy widzieliśmy go, jak wspinając się na palcach swoich łap obrywał wiśnie z niżej zwisających gałęzi. – i nie tylko….
- Potrafił też się wczołgiwać pod „czepiące się” płoty, aby z lekka unosząc swe wargi wybierać co czerwieńsze truskawki.
- Był psem, ale i też, po trochu – był i człowiekiem…..


Jesień mijała i nieuchronnie zbliżała się zima.
Zawierucha, ziąb… - nasze serca pękły. Pies – został „nasz”.

Tak, ten dzikus – zamienił ogrom nieba” na szyby w naszych oknach.


Mijał czas. I znów była wiosna.
Czas na spacery.

Zabieraliśmy go (Dżapiego) wszędzie. Na zakupy – też.

Przywiązawszy go przy bramie rynku, tuż obok budki z nasionami powędrowaliśmy w głąb straganów.

Oddalając się rzuciliśmy wzrokiem na przepięknie czerwieniejące się na młodych krzaczkach truskawek owoce, nowość tego sezonu.
Przyrzekliśmy sobie, że wracając pójdziemy zobaczyć je z bliska, tyle już o nich słyszeliśmy!

Wracając z zakupów, w miarę zbliżania się do straganu, przy którym czekał Dżapy dochodziły do nas coraz to głośniejsze krzyki.
Sprzedawczyni nasion żaliła się, że jakiś wandal poobrywał jej samo-reklamujące się czerwone truskawki.
I rzeczywiście. Na półkach – jedynie zieleniły się nieciekawie kępki owych sadzonek.

Stojąc tak, zupełnie osłupieni z wrażenia, w pewnym momencie zostaliśmy potrąceni przez pyszczek naszego psiaka.
Jego rozradowana mordka, od której powiewało zapachem truskawki – wszystko nam wyjaśniła…..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz